Krowia impreza


Foto Patrik Inniger



Foto z facebookowej społeczności Schwizer Bure
Oficjalne, jeśli można tak to nazwać, zakończenie sezonu wypasania krów w Szwajcarii przypada we wrześniu. Odbywają się wtedy krowie "dożynki".  W praktyce w zależności od kantonu i preferencji gospodarza wygląda to różnie.
W miasteczku, w którym mieszkałyśmy, taki "event" zorganizowano pod koniec września. Choć wcześniej, w przeciągu miesiąca były 2 podobne imprezy.
Już od samego rana zwierzęta pędzono ulicami z okolicznych wiosek lub przewożono specjalnymi samochodami, na plac-łąkę przy wjeździe do naszego miasteczka. 
Niektóre krowy były przystrojone wiankami i wstążkami. Towarzyszył temu przemarszowi niesamowity hałas, wytwarzany przez krowie dzwonki oraz bębenki, w które uderzali pędzący krowy ludzie. Przypominało to trochę przemarsz wojska..
Drogi na szwajcarskiej wsi są kręte i wąskie. Na czas przemarszu ruch pojazdów był ograniczony lub w ogóle wstrzymany. Oczywiście wszystkie auta łącznie z autobusami "podmiejskimi" stały na poboczach a kierowcy i pasażerowie z sympatią pozdrawiali maszerujący korowód.
Impreza została świetnie zorganizowana. 
Zwierzęta  podzielono na grupy rodzajowe - oprócz krów obu płci, były jeszcze owce i kozy różnych ras. Miejsca między rzędami wyścielono słomą. Co kilka metrów wywieszono worki "na kupy" - na ziemi nie zostawał żaden ślad a krówki od razu czyszczono. Utrzymaniem porządku zajmowali się wolnotariusze (chyba) w ciemno-niebieskich koszulkach. Gospodarze byli ubrani w jasno-niebieskie koszule w kratkę, które można było zakupić na stoiskach na obrzeżach wystawy.
Rozstawiono również duży brezentowy namiot z drewnianymi stołami i ławami. Obok można było zakupić specjały z grilla, pieczone kasztany i oczywiście piwo lokalnej marki.
Głównym punktem programu były różnego typu konkurencje, do udziału w których gospodarze zgłaszali swoje zwierzęta. Mi najbardziej podobał się konkurs na najpiękniejsze wymię. Dla niezorientowanych - wymię, to ta cześć krowy, która daje mleko, potocznie nazywana "cyckami":)
Jako zupełny laik w temacie hodowli zwierząt oraz szwajcarskich tradycji, mogę tylko podejrzewać, że wiele z prezentowanych zwierząt miało "błękitną krew". Świadczyły o tym ozdobne, haftowane pasy, na których zawieszono dzwonki. A w niektórych przypadkach pewnie i wielkość dzwona miała znaczenie.

Moja córka była oczywiście zachwycona taką ilością zwierząt do głaskania. Biegała jak w amoku po całym placu, żądając fotki z każdym zwierzakiem. A te, przyzwyczajone do dobrego traktowania, nie miały nic przeciwko głaskaniu i wdzięcznie pozowały. Nawet nieufne krowy.
Miejscowe dzieciaki natomiast wolały zabawy w słomie.


Powroty z imprezy przebiegały już w trochę innej atmosferze. 
Ci, którzy wracali z nagrodami uderzali w swoje bębenki jeszcze mocniej. 
A ci, bez nagród, szli jedynie w rytmie krowich dzwonków.
Z całą pewnością mogę stwierdzić, że podczas tej imprezy nie ucierpiało żadne zwierzę.  

Więcej zdjęć TUTAJ

Komentarze